niedziela, 18 marca 2018

Wywiad z Babcią Heleną 18.11.2017


DZIECIŃSTWO/ WSTĘP

Jestem rodowitą bydgoszczanką, a moja Mama miała rodzinę w Nowej Wsi Wielkiej.
W szkole po jednej stronie klasy siedziały dziewczyny, a po drugiej chłopacy, a jak jakiś chłopak się spóźniał, to siadał między dziewczynami i inni chłopcy się z niego śmiali. W klasie wisiał Krzyż
i Godło. Przez wojnę wiele się zmieniło, przez najazdy obcych wojsk. Wtedy wiele rzeczy zostało zniszczonych. Nie było pieniędzy, wszyscy walczyli o swoje. Wtedy były inne potrzeby, każdy też się starał, aby wpierw wykształcenie zdobyć. A inni tacy jak ja - nie mogłam się uczyć, do zawodówki mnie Niemcy wsadzili, a później nas stamtąd wszystkich wywieźli! Szkoła ta była na
ul. Konarskiego.  Tacy cwani byli (Niemcy - przyp. red.), że wyłapali nas koło świetlicy (nieistniejącej już dziś) na ul. Toruńskiej, skąd w nocy przewieźli nas na Konarskiego, a stąd dwiema ciężarówkami na Dworzec.

Zniszczony most im. Dmowskiego 1939 rok (dzisiejsza ulica Mostowa) (fot. NAC)


Gmach Liceum Miejskiego na ul. Konarskiego  (fot. Nawrotzki & Wehram ok. 1915)


ULICA TORUŃSKA

Przed wojną zamieszkiwałam długi dom, na wysokości Strzelnicy ("Sokoły" tam należały),
na wysokości gdzie tramwaj kończył bieg. Była tam dosyć "dziadowska" pętla, wajchę przekładali
i jechali z powrotem na Długą, na Zbożowy Rynek. 

Widok z dzisiejszego Wzgórza Wolności (fot. facebook/starabydgoszcz)

Widok na Brdę i okolicę (fot.facebook/starabydgoszcz)

ul. Toruńska (fot. NAC)

 Moja Mama była kupcową, handlowała, przez co musiała wstąpić do Zrzeszenia Kupców, dzięki czemu płaciła mniejszy podatek. Handlowała na rynku, gospodarze dostarczali jej towar, tak sobie żyłyśmy.

Targ na Starym Rynku (fot. facebook/starabydgoszcz)

Hala Targowa (fot. GW Bydgoszcz)

Gdy przyszli Niemcy, zabrali ojca do nowo budowanego zakładu, do pracy w fabryce. Nie mogłam mówić czego, ale dziś powiem - dynamitu (DAG FABRIK - przyp. red.). Pracował tam przez
8 miesięcy, dostał zapalenia płuc i zmarł w tym samym roku zimą. Podobno do dziś są tam jeszcze różne podziemia, nie do zwiedzania. Rosjanie byli podobno też po wojnie mocno zainteresowani dalszymi pracami w DAG. Ja już wtedy byłam w Niemczech w pracy i dostałam wtedy swój pierwszy urlop - na pogrzeb.

Pozostałości po budynkach DAG (fot. https://pl.wikipedia.org/wiki/DAG_Fabrik_Bromberg, autor pit1233)


Pracowałam tam, gdzie jest obecny Jubiler, tam było wejście, tam w środku można było zjeść na stojąco gorące dania, a na piętrze była restauracja dla oficerów. Niemcy wzięli nas tam do pracy,
bo nie wiedzieli ile mamy lat, a tak naprawdę byłam za młoda. Koleżanka chodziła tam ze skrzynią
i sprzedawała papierosy, bo taka moda tam była, że z papierosami nie wchodzili do środka, żeby nie było smrodu, ale był tam taki pokoik wyznaczony i kupowali od niej. Czasem dzieliła się ze mną utargiem, gdy lepiej zarobiła.

Kamienica Ernsta Mixa na ul. Gdańskiej 10 (fot. internet)

RELACJE POLSKO-NIEMIECKIE PRZED I W CZASIE WOJNY

Mieliśmy obok siebie Niemca, sąsiednia gospodyni też była Niemką, była w porządku, ale jak splajtowały to ta jedna piła bardzo dużo i "w głowę dostała", że chcą ją z tej willi wyrzucić. Druga była spokojna, ale kiedyś jak poszłam do nich coś zobaczyć, to myślałam, że mi kolbą przywali.
To było właśnie niedługo po zabraniu im willi. Willa przechodziła później z rąk do rąk, ale z tego
co wiem to nie mieli do tego prawa, bo willa należała do tych dwóch sióstr panien, poza nimi dom zamieszkiwał profesor nauk - Niemiec, zdążył on umrzeć przed wojną. W Bydgoszczy było w tych czasach więcej Polaków niż Niemców, sporo z nich wyjechało z polskiej Bydgoszczy. Akurat wokół mnie było sporo Niemców. Mój ojciec czasem spędzał czas u restauratora Niemca, lubił tam zostawić trochę pieniędzy, np. gdy odbierał tzw."wieńcówkę" z okazji końca budowy, powodowało
to złość matki. Mój ojciec mówił lepiej po niemiecku niż po polsku, przez co wstydził się szukać
np. lepszej pracy. Ja nauczyłam się niemieckiego od ojca, ucząc go polskiego w zamian, to uratowało mnie w Niemczech i od obozu... Potrafiłam walczyć, rozmawiać za koleżanki. W czasie wojny
na Toruńskiej tam przy browarze, ona była wdową , a dwóch braci było kamulenschue(?), sprzedawali kapcie takie cieplutkie, podwójne, oni je tam szyli. Zawsze jak mnie widzieli,
to krzyczeli KOMM HELEN! Raz wołają: "Zrobiliśmy Ci kapcie, Twoja Mama tak ciężko pracuje, kapcie dla Mamy i Ciebie!", dla chłopaków już nie ;) 

Słuchaj, jak przyjechałam na ten pogrzeb, po roku pracy w Niemczech, szłam ulicą i rozmawiałam
z koleżanką po polsku. Czy Ty wiesz, szły takie dwie świnie, jeden w mundur ubrał się jak głupi (a ja ich znałam, bo do mojego brata przychodzili) i jak mnie rękawiczkami jeden zdzielił przez gębę, to ja dwa tygodnie ślad miałam, aż inni Niemcy się pytali WAS IST DAS? Odpowiadałam, że to wasi przyjaciele tak robią. Dzieci biją, nie można rozmawiać, a w Niemczech mogłam rozmawiać i po polsku, i po niemiecku i po angielsku się też trochę nauczyłam, bo z Anglikami, z Francuzami rozmawiałam, wszystko wtedy szło, umiałam "wymianę towarów z nimi zrobić", cieszyłam się jak angielskie mydło dostałam do mycia, bo już się słyszało o tych Oświęcimiach, obozach, o tym mydle... To ja się wtedy tak obrzydziłam, tam już w Niemczech... 

Rozwoziłam wtedy mleko, nie musiałam na szczęście go dźwigać, ale już niedługo później zaczęłam pracę w polu, miałam wtedy 15 lat. Szybko trzeba było dorastać, bo inaczej byś zginął. Czasem miałam złe myśli, aby wskoczyć pod konie, żeby to wszystko się skończyło, ale potem jakoś się układało, powiedziałam sama do siebie: "Czy ja głupia jestem? Jeszcze będzie dobrze!" Niemka była tak dobra, że na Święta rozdawała paczki, upiekła bochen chleba, kaczkę. To było pod Królewcem (wtedy Königsberg - przyp. red.), tereny Prus, bieda tam była. Innego razu pewna Niemka zabrała mnie na wycieczkę nad jakąś rzekę i pierwszy raz wtedy to widziałam i bardzo mnie to zaszokowało. A mianowicie była tam przeprawa statku przez rolki na lądzie (Kanał Augustowski - przyp. red.). Ja się wtedy bałam, wtuliłam się w nią  i powiedziała do mnie" Dziecko wszystko będzie, Sehr gut!".

Za to córka mojego bambra odgrażała się mi, bo mieli kontrolę przeprowadzaną przez wojsko, które rekwirowało zwłaszcza zwierzęta dla swoich potrzeb. Gospodarz kazał wpuścić do stodoły ponad połowę kur, nasypać ziaren, aby nie gdakały.  Podobnie ze świniami. W tamtych okolicach było też sporo Rosjan i Polaków, głównie pochowanych w piwnicach, wielu wysyłano wciąż do obozów, gdzie spalono mnóstwo polskich, rosyjskich, francuskich, cygańskich dzieci. Tylko dlatego, że nie szli za Hitlerem.

Po wojnie, po powrocie do Bydgoszczy, przez krótki czas mieszkałam na ul. Warszawskiej, w nocy Rosjanie pociągami wywozili tyle dóbr z naszego miasta, że chyba Niemcy nie wyrządzili jemu tyle szkód...


FABRYKA BUTÓW LEO vel KOBRA

Jak tylko Ruscy weszli, to obsadzili LEO swoimi ludźmi. Maszyny najlepsze wywieźli. Niemcy
to jeszcze się jakoś trzymali, chcieli dużo zyskać, wysyłając m.in. cholewki, które bardzo dobrze wykonywali polscy pracownicy, między innymi moja koleżanka, doszywała spody do cholewek. Pracowali tam za marne grosze, jedyny plus był taki, że Ci którzy mieli własne buty pełne dziur, mogli je sobie sami naprawić i zima była łatwiejsza.

Dawna fabryka Kobry przy ul. Chocimskiej (fot. Gazeta Wyborcza Bydgoszcz)


Weynerowski (właściciel fabryki) mieszkał na ul.Toruńskiej, przy której także mieszkałam (okolice posterunku policji i Wzgórza Wolności), to wszystko było dołączone aż do terenów naszej sąsiadki -
- gospodyni Niemki, która zawsze krzyczała, że na jabłka jej wchodzą. Płot był tylko od przodu,
a na terenie pod górkę już się kończył. Obok mieszkał nasz sąsiad ogrodnik Rosenmiller/ Rosenmuller. Po wojnie plotkowali, że to gestapowiec, a on nie był taki jak inni, nikogo nie skrzywdził...  Przyjechał po wojnie, ale się bał, bo czatowali na niego. To wszystko przez ludzką zazdrość. Jego żona była taka bogata, że miała dwa browary! (prawdopodobnie chodzi
o restauracje/pijalnie - przyp. red.) Wiesz jakie tam było piwo!? Jakie bogactwo? Restauracja, a nie jak dziś - jakieś kosze tam sprzedają, plecionki... (w czasach teraźniejszych był lub jest tam sklep
z meblami wiklinowymi - przyp. red.) To były zabytkowe (legendarne) miejsca.

 Ona potem zachorowała, siostra ją ściągnęła do USA, a nasz Rosenmuller przebrał się za Niemca, miał wszystkich wrogów w tyłku, wyjechał także do Stanów i też się uratował. Oni mieli kontakty
ze Stanami, Niemców w czasie wojny znali tylko po to, by wiedzieć gdzie chodzą, kim są - ze względów bezpieczeństwa. Jeśli ktoś komuś na odcisk nadepnął, mógł tego w tych czasach gorzko pożałować. To był czasy, że czasem i sąsiad sąsiada wydał. On był dla mnie Polakiem i miał w duszy, że cierpimy. 


DAWNA BYDGOSZCZ

Pamiętam dawną ulicę Mostową, była piękna. Restauracja nad wodą (Cafe Bristol), było tam kino, kawałek dalej była właśnie ta weranda piękna, siedząc tam uszy koiła szumiąca nieopodal woda.
Barkarze na Brdzie, pamiętam ich jako mała dziewczynka.

ul. Mostowa, po prawej Cafe Bristol (fot. facebook/starabydgoszcz)


Wnętrze Cafe Bristol (fot. facebook/starabydgoszcz)



Tam gdzie był Teatr, zajeżdżały bryczki z pięknie ubranymi ludźmi. Kiedyś zamiast do szkoły poszłam do Mamy na Stary Rynek i jako mała dziewczynka nie wiedziałam gdzie idą Ci wszyscy bardzo eleleganccy ludzie,skąd tyle dorożek, białe rękawiczki, konie... Czy to jakaś królowa przyjechała? A oni szli wszyscy do Teatru na sztukę. A jak Ruscy przyszli to mogłeś chodzić
w "jebotkach", w kufajce i nikomu to już nie przeszkadzało... Kindersztuba powoli odchodziła
do lamusa. Stary Rynek wyglądał pięknie.

Widok na Teatr Miejski (fot. NAC)

Wnętrze Teatru w 1940 r. (fot. facebook/starabydgoszcz)

Widok na Teatr Miejski (fot. fotopolska.eu)

Nieistniejąca już dziś zachodnia pierzeja Starego Rynku (fot. NAC)

A na dzisiejszej ul. Czartoryskiego, na rogu był Niemiec - Lukullus, słynny sklep
ze słodyczami, pełny pięknych konfektów, czekolady. Zawsze mówili, że to mason, ze jak ktoś coś
u niego ukradnie, to on od razu o tym wie i od razu zwalnia. O masonach krążyły wtedy legendy.
Po drugiej stronie  Masoni mieli piękny dom, w oknach 3-metrowe kotary, schodzili się tam dwa razy w miesiącu, krążyły legendy, że mieszali swoją krew, nacinając sobie ciało...

Reklama Sklepu 'Lukullus"

Całę szczęście, że niedawno wszyscy tak walczyli o fontannę Potop. Pięknie tam jest. Latem zawsze lubiłam tam posiedzieć.

Pocztówka z Fontanną Potop 

Bardzo modne były wtedy parasolki, kapelusze. Od mojej ciotki Mama dostała taki kapelusz, wszyscy chcieli, abym przyniosła go do szkoły, żebyśmy mogli porobić jakiś "występ". Przyznać trzeba jednak, że te stroje najczęściej były bardzo niewygodne: gorsety, itd. Siostry zakonne miały takie duże okrycia głowy, że gdy wchodziły do tramwaju to nie było widać innych pasażerów
oraz na którym przystanku wysiąść. Nie mogły włosów pokazać, niemieckie Siostry były
na Toruńskiej w takiej willi - to były Siostry ewangelickie. Polacy je bardzo lubili, nikomu nie odmawiały pomocy. Ruscy po wejściu je przegonili.


WOLNY CZAS

Bydgoszczanie spędzali wolny czas nad Kanałem, w lesie (Rynkowo? - przyp. red.), w tamtejsze okolice dopływało się rzeką, wsiadałeś przy Poczcie Głównej, można też było dopłynąć
w odwrotnym kierunku - do Brdyujścia.

Kanał został niepotrzebnie zasypany. Mi osobiście bardzo żal kolejki wąskotorowej do Koronowa,
to była atrakcja! Ludziom z zagranicy bardzo się zawsze podobała, można było wskakiwać
i wyskakiwać do i z wagoników w czasie jazdy. Nawet Niemcy i Amerykanie, a tam, wszyscy byli zadowoleni! Wjeżdżało się do lasu, tam była duża restauracja, muzyka (Stacja w Smukale? - przyp. red.), most nad Brdą koło Koronowa, było pięknie. To była głupota, że podjęto decyzję o jej zamknięciu. W Koronowie u góry, był piękny plac.

Kąpieliska były na Nakielskiej, na Królowej Jadwigi, a kobiety miały bardziej pełne stroje niż dziś.
Klub sportowy wioślarzy był "tam gdzie dziś Chińczyki" (BTW) przy Bernardyńskiej, na przeciwko były trybuny, często były tam zawody. Żużel też już był przed wojną. Kluby były zarówno niemieckie i polskie. Tramwaje nie były już na konie, lecz na prąd. Na śluzach było sporo imprez
i festynów.

Stacja kolejki wąskotorowej (fot. facebook/starabydgoszcz)


Stacja kolejowa w Rynkowie fot. facebook/starabydgoszcz


Stacja kolejki w Smukale (fot. facebook/starabydgoszcz)


Rozkład jazdy kolejki (fot.http://szczesliwadolina.pl/?page_id=1066)

Tramwaj linii A przed wojną (fot. facebook/starabydgoszcz)

Zasypywanie części Kanału Bydgoskiego (fot. facebook/starabydgoszcz)


ŻYDZI W BYDGOSZCZY

Na naszej ulicy było ich sporo. Synagoga była piękna... Kiedyś koleżanka Żydówka, bardzo gościnna, chciała mnie zabrać do wnętrza, abym pooglądała. W szkole miałam trzy Żydówki. Do domu mnie zapraszali także, mieli sklepy na ul. Długiej, inni w Łodzi fabryki duże. Prawie cała Długa to byli Żydzi. Część z nich chodziła w swoich tradycyjnych strojach, a inni nosili się normalnie. Aby wziąć ślub z którymś z nich, trzeba było przejść na ich wiarę. Byli w tym bardzo uparci. Każda wiara jest dobra, jeśli człowiek w coś wierzy i nie robi krzywdy innym.

Żyd Żydowi dał sznurowadła, pastę - "butalinę" jak to kiedyś mówili i trochę pieniędzy. Skrzynię gotową mu zrobili z pasem i on już mógł chodzić i to sprzedawać. Ale zawsze mówili: "Jak Ty już staniesz na nogi, będziesz umiał te pieniądze razem złożyć, będziesz też miał drugie dno. Będziesz miał sklep tak jak ja, to też mi pomożesz", często nawet w interesach syn przerastał ojca. Sznurowadła się zawsze zrywały, bo były z byle czego robione, sprzedawali je za 20 gr, za 50 gr, trochę taniej niż w sklepach , do tego "butalina" - brązowa, biała i czarna, mogłeś mieć wszystko
od ręki. Oni nie idą do kawiarni przejeść i przepić, ani na piwo, dlatego oni zawsze tak stali, a nasz jak zarobi parę groszy, to już zaraz: "Jestem panem, idziemy w tany!"

 Synagoga w Bydgoszczy (fot. http://firtelbydgoski.blogspot.com/2013/05/synagoga-wielka-historia-bydgoskich.html)

Synagoga - rozbiórka 1940 r. (fot. facebook/starabydgoszcz)


ŁAŹNIE MIEJSKIE NA SZWEDEROWIE

Tam najczęściej biedni szli się kąpać. Inni którzy mieli domy, a nie mieli łazienki myli się przy Brdzie czy gdziekolwiek. Część łaźni była płatna, tam chodzili bardziej zamożni, bo były lepsze warunki, część ogólnodostępna była darmowa, a łaźnie były podzielone na osobne części dla kobiet
i mężczyzn.

Łaźnia Miejska (fot. TMMB, http://www.araszkiewicz.com.pl/o-centrum-kultury/historia-lazni)


SZWEDEROWO - KLIMAT

Gdy poznałam mojego Tadzia (męża Babci - przyp. red.), opowiadał mi że ucięli mu tam nogawki. "Ukradł" podobno komuś stamtąd dziewczynę. Tam to albo kogoś pobili, jak ktoś szpanował krawatem, to też często mu go obcinali. Puszczali Cię jak fircyka! Jeśli dziewczyna ze Szwederowa miała chłopaka nie ze Szwederowa, to musiała go zawsze odprowadzać, poza tym nie miała życia, rodzice często musieli się po prostu stamtąd wyprowadzić. Nie było tam wesoło. Dopiero po wojnie się tam ludność wymieszała i się to skończyło.Ja też tam miałam koleżankę, to też musiałam przestać tam chodzić. Byłam tam kiedyś na weselu, bo mnie koleżanka prosiła, to całą noc walili nam w okna, jak jacyś głupi tubylcy.

Przed wojną nie mieszkała tam tylko bieda, byli też bogaci, nawet Żydzi zamieszkiwali takie skromne, niskie domy, nie rzucając się w oczy. Żydzi się zawsze wspierali.

(fot. facebook/starabydgoszcz)


Stare Szwederowo już po wojnie (fot. facebook/starabydgoszcz)


KOLEJ

Ojciec Tadeusza był kolejarzem, mieszkał na Okolu, wywieźli go do Oświęcimia. Bycie kolejarzem to był splendor, ale też niebezpieczeństwo, przez co dla okupanta był wrogiem. Jeździł za granicę pociągiem, do Berlina, do Gdańska. Żonę miał stenotypistkę, pracowała w biurze - pisała
na maszynie, w ratuszu. Kolejarze to była elita, dobrze zarabiali. Dużo przebywali poza domem, spali w miejscach docelowych, mieli wiele obowiązków, musieli także dbać o stan techniczny pociągów
i szyn, zwrotnic. Okole wtedy było bogatą, kolejową dzielnicą. Wszystko było solidnie budowane, często z czerwonej cegły.


OSTATNIE DNI PRZED WOJNĄ

Dwa tygodnie przed wybuchem wojny, w wakacje, razem z Mamą w naszym ogrodzie na Toruńskiej, zrywaliśmy wiśnie, bo szpaki je zajadały, nawet dwóch sąsiadów się zgłosiło do pomocy. Ojciec
w tym czasie miał wciąż nos w książkach, zawsze wyręczał się w takich sprawach moimi braćmi Jankiem i Aleksem, który pracował w sklepie brata Mateckiego, to był pierwszy sklep który oferował różnorodny asortyment (m.in. ubrania, materiały). Kiedyś rzeźnik to był rzeźnik, gastronomia
to gastronomia. Wódeczka, piwo też miały swoje miejsce, a dziś jest galimatias, nie było tego
że u rzeźnika bułki kupiłeś, a w monopolowym hot-dogi...

Sklep braci Mateckich na Starym Rynku ( po lewej ul. Jatki) (fot. facebook/starabydgoszcz)

Widok na Stary Rynek lata 30. XX. (fot. facebook/starabydgoszcz)

Wracając do Aleksa, zaprotestował, bo powiedział że go z roboty wyrzucą, miał swoje obowiązki. Gerard był chyba z nami także, kuzyn stolarz był też obok... Wtem od razu szum, wszyscy wyszli na podwórza ulice, sąsiad krzyczy: "Frania zobacz na niebo! Niedobrze!" A tam taka armata, niebo zaczęło się jakby oddalać i zaczął pojawiać się postać Pana Jezusa z chmur, piękne zielone tło i takie małe aniołki i ogień. Gdy Ojciec zszedł, zaczął na nas krzyczeć że mamy "hopla", on nic nie widział. Jeden sąsiad na podwórzu też mówi: GŁUPIE BABY... , ale inni ludzie, wierzący, wysiadali z autobusów na środku ulicy i też to widzieli! Ja tego nie zapomnę! I dlatego mówię do dzisiaj, ja swojej religii nie zmienię, bo to co ja widziałam jako dziecko, tego nikt mi nie zabierze!  Starzy ludzie jeszcze o tym pamiętają i było o tym kiedyś głośno, ktoś nawet o tym pisał. Wracałam wtedy z moim młodszym bratem do domu i byłam taka przerażona, łzy mi leciały. Myślałam o mojej matce co ona zrobi, tego dnia chciała iść jeszcze do kościoła, mimo że nie jadła obiadu i była bardzo zmęczona.


Po dwóch tygodniach Mama poszła na rynek na zakupy, koło Dworca PKP (Kozi Rynek? - przyp. red.) i ni stąd ni zowąd, na końcu Czarnej Drogi spadły bomby na Dworzec PKP, wyleciały wszystkie szyby w okolicznych kamienicach. Kuzynka Mamy opiekowała się tam czyimś dzieckiem, w czasie wybuchu, na swoje nieszczęście myła akurat okna, straciła wtedy prawą rękę, później nosiła sztuczną na specjalnym pasku. Widzę ją czasem do dzisiaj, zniszczona kobiecina, mieszkali w takim małym domku na Toruńskiej, stoi on do dzisiaj.

"Rękę na kościele" widziałam na własne oczy, kiedy szłam z Mamą do fary, byłam tam przyjęta,
ale najczęściej chodziłam do kościoła garnizonowego, bo miałam bliżej i jakoś tak niepewnie się czułam gdy miała sama iść na Stary Rynek, byłam wtedy jeszcze mała.

Kościół garnizonowy fot.(http://www.castlesofpoland.com/prusy/bydg_po003.htm)

PO WOJNIE

W kinach nie wolno było palić, jedynie po wojnie w Bałtyku na Gdańskiej zbierali się różni wałęsający się po ulicach, tamtejsza sprzątaczka zawsze podsumowywała tamtejsze seanse słowami "gorzej niż w burdlu!". Co dwie godziny był film. Ruscy też byli często bałaganiarzami, nie wszyscy, ale... U nas mieszkali Ruscy, ale długo nie byli, bo przenieśli ich na drugą stronę, na pocztę,
to napisali "Tu nie wolno nikomu się zakwaterować" i podpisali NKWD. Wiesz jak się Ruscy bali się NKWD?! Te gnoje jak spotkali jakiegoś pojedynczego wojskowego Niemca, biednego już, rannego, zapłakanego, błagał o litość, to nie mieli litości... Jeden wyszedł i od razu "machnął go". A Ty stoisz
i patrzysz i nie umiesz powiedzieć, że przecież było powiedziane, ze koniec z zabijaniem! 
Był rozkaz, aby wszystkich odstawić do szkoły na rogu Ujejskiego( może chodzi o Bełzy? - przyp. red.). Każdy swój styl wprowadził i było jak było. To z tej Syberii, z tych więzień, oni byli tu na pierwszym, drugim froncie - najgorsza hołota. Ludzie ze strachu wieszali się, zwłaszcza Niemcy
z pochodzenia.

Mam nadzieję, że czasy się zmieniły na lepsze.




Z Heleną Ciotuszyńską (lat 93) dnia 18. 11.2017 roku rozmawiał Jej wnuk. 







Od autora:
To luźna rozmowa z moją Babcią. Często skaczemy po różnych tematach, stąd trudno zachować chronologię zdarzeń.
 Z racji na mnogość przeżytych życiowych sytuacji, niektóre zdarzenia mogą być w jakiś sposób bezwiednie zmienione przez pamięć. Dziękuję za poświęcony czas i wraz z Babcią pozdrawiamy Czytelników :)












1 komentarz:

  1. Chylę czoła przed Autorem wywiadu i Bohaterką opowieści. Świetny materiał dla każdego, kto kocha historię Bydgoszczy.

    OdpowiedzUsuń